Archiwa tagu: Vadu

Vadu – jedna z ostatnich rumuńskich dzikich plaż

W lecie plaże nad Morzem Czarnym są oblegane. Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Konstancy są jednak miejsca, gdzie możliwy jest wypoczynek z dala od tłumów.

O plaży w Vadu dowiedziałem się przypadkiem. Szukałem bowiem miejsca pomiędzy deltą Dunaju a Konstancą, gdzie będzie można zatrzymać się i odpocząć. Rzut oka na mapę pozwalał przypuszczać, że dojazd tam będzie banalnie łatwy. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Można wręcz powiedzieć, że plaża na wiele sposobów broni się przed zalewem turystów. Z daleka odstraszają na przykład ruiny opuszczonej fabryki. Już po powrocie wyczytałem, że w miejscu tym był wydobywany między innymi uran. Wydaje mi się jednak, że nie ma powodu do obaw, gdyż w pobliskiej wsi ludzie żyją normalnie.

Opuszczona fabryka - wspaniały widok dla fanów architektury industrialnej, a jednocześnie skuteczny odstraszacz turystów
Opuszczona fabryka – wspaniały widok dla fanów architektury industrialnej, a jednocześnie skuteczny odstraszacz turystów

Aby trafić na plażę w Vadu, należy dojechać do wspomnianej fabryki i przed wjazdem skręcić w prawo. Tuż obok znajduje się tablica informująca o ścisłym zakazie wjazdu. Pamiętajmy jednak, że jesteśmy w Rumunii. Mijamy zakaz i jedziemy dalej betonową drogą. Żeby nie było – pytaliśmy się dwóch osób i obie kazały nam jechać właśnie tamtędy.

"Accesul interzis", ale nikt sobie z tego nic nie robi...
„Accesul interzis”, ale nikt sobie z tego nic nie robi…

Droga jest w niezłym stanie, aczkolwiek co jakiś czas należy zwolnić na większych szczelinach pomiędzy betonowymi płytami. Po drodze minęliśmy mały stragan, na którym można było kupić arbuzy, melony czy pomidory. To pierwszy znak, że droga jest uczęszczana. Drugim były samochody, które co chwilę mijaliśmy.

Droga ma swoje lata, ale nadal można nią z łatwością dojechać niemal na samą plażę
Droga ma swoje lata, ale nadal można nią z łatwością dojechać niemal na samą plażę

W pewnym momencie droga się rozwidla. My skręciliśmy w tę prowadzącą do restauracji, co miało okazać się dobrym wyborem. Na miejscu znaleźliśmy bowiem idealne warunki na rozbicie namiotu. Samochodem można tam wjechać na samą plażę, a do tego najbliżsi „sąsiedzi” byli dopiero kilkadziesiąt metrów dalej.

Vadu to z całą pewnością miejsce, gdzie nie trzeba zabierać znanych z bałtyckich plaż parawanów...
Vadu to z całą pewnością miejsce, gdzie nie trzeba zabierać znanych z bałtyckich plaż parawanów…

Są tam rodziny z dziećmi, pijący studenci, spotkać też można starsze małżeństwa. Zwyczaje panują zaś bardzo luźne. Nikomu nie przeszkadzają na przykład wypoczywający obok nudyści. A nawet jeśli to miejsca jest tyle, że można znaleźć spory kawał plaży tylko dla siebie. Co charakterystyczne, nie widziałem tam żadnego parawanu. Nikt nie czuje bowiem potrzeby jeszcze większego odseparowania od otoczenia.

W polu widzenia widać zaledwie trzy grupki plażowiczów. W oddali majaczy jakiś większy kemping
W polu widzenia widać zaledwie trzy grupki plażowiczów. W oddali majaczy jakiś większy kemping

Mimo sporej odległości od najbliższego sklepu w Vadu nie trzeba martwić się o zaopatrzenie. Rano zbudziło nas szczekanie psa, który towarzyszył miejscowym rybakom. Po godzinie wiosłowania wrócili z pobliskiego łowiska z siecią pełną ryb.

Godzinka wiosłowania wystarczy, żeby cała przyczepa wypełniła się świeżutkimi rybami
Godzinka wiosłowania wystarczy, żeby cała przyczepa wypełniła się świeżutkimi rybami

Wokół nich natychmiast zebrał się tłumek plażowiczów, którzy kupowali coś w rodzaju sardynek. Cena? 5 lei za kilogram!

Ryby prosto z morza - dosłownie!
Ryby prosto z morza – dosłownie!

Oprócz tego w Vadu doskwiera jednak brak jakiejkolwiek infrastruktury. Otwarto tam wprawdzie restaurację (która zapewnia o wiele większy standard niż można by się było spodziewać po takim odludziu), ale brakuje tak prostej rzeczy jak choćby prysznic. Z drugiej strony, w Vadu można naprawdę wypocząć. Poniżej, dla porównania, zdjęcie z Mamai – największego kurortu w całej Rumunii, zaledwie parędziesiąt kilometrów na południe od Vadu…

Tymczasem w Mamai...
Tymczasem w Mamai…

Mamy więc do wyboru dwie skrajności. Z jednej strony tłumy ludzi, plaże zastawione leżakami, nawalającą zewsząd muzykę i setki sklepików. Z drugiej zaś dziką plażę, na której możemy być naprawdę sami. Trudno znaleźć złoty środek, dlatego mimo wszystko bardziej skłaniam się ku temu drugiemu.

Do zobaczenia w Vadu! :)
Do zobaczenia w Vadu! 🙂

Dawniej za najbardziej kultową plażę w Rumunii uchodziła Vama Veche. Do leżącej przy granicy z Bułgarią wioski rybackiej zjeżdżali w czasach komunizmu opozycjoniści, intelektualiści i hipisi. Zwyczaj wymagał, aby rozbijać się namiotem tuż nad morzem. Obecnie miejsce to uległo znacznej komercjalizacji. Czy taki sam los spotka Vadu? Lepiej się nie zastanawiać, tylko pakować plecak i spróbować biwaku na jednej z ostatnich rumuńskich dzikich plaż.