Zapełnianie białych plam z Lucianem Boią

Dla każdego, kto choć trochę interesuje się historią Rumunii, to będzie z pewnością pozycja obowiązkowa. „Jak zrumunizowała się Rumunia” pokazuje, jakie procesy zachodziły pomiędzy Rumunami a innymi narodami zamieszkującymi kraj i próbuje zrozumieć, w jaki sposób Rumunia pod kątem etnicznym i tożsamościowym osiągnęła obecny kształt.

Od marginalizacji i dyskryminacji, po akceptację i tolerancję; od wieloetnicznego zlepku różnych terytoriów, po budowę współczesnej rumuńskiej tożsamości. Książka napisana przez Luciana Boię pokazuje dzieje relacji Rumunów z towarzyszącymi im (w różnych okolicznościach) narodami w sposób kompleksowy dla przeciętnego czytelnika. Bazując na danych statystycznych i bogatych źródłach Autor próbuje wyjaśnić, jak tworzył się współczesny naród rumuński i jaki wpływ miało to zjawisko na inne nacje.

Lucian Boia zaczyna od Starego Królestwa, czyli pierwszego państwa rumuńskiego stworzonego w drugiej połowie XIX wieku, przechodzi przez okres międzywojenny i czasy komunistyczne, kończy zaś na współczesności. Zastanawia się nad przyszłością malejącej liczebnie mniejszości węgierskiej i przywołuje fenomen Klausa Iohannisa – obecnego prezydenta wywodzącego się z mniejszości niemieckiej. To oczywiście tylko parę wątków z tej fascynującej pracy.

Mniejszości etniczne były tym silniejsze, im bardziej władze państwowe próbowały dokonywać ich „rumunizacji”. Z książki wyciągnąć można wniosek, że współcześnie, mimo że żadne represje nie są stosowane, to Rumunia staje się coraz bardziej homogenicznym krajem. Dla mnie, jako miłośnika wieloetnicznej kultury Rumunii, jest to wniosek bardzo smutny. Niezależnie od tego, książkę Luciana Boi gorąco polecam każdemu, kto choćby w najmniejszym stopniu interesuje się omawianym zagadnieniem. Z pewnością pozwoli ona na wypełnienie białych plam w wiedzy na ten temat.

Dziękuję wydawnictwu Universitas za udostępnienie egzemplarza książki, czego efektem jest powyższa recenzja.

Początek nie jest najważniejszy

„Sprzedawca początków powieści” – dawno nie spotkałem się z równie intrygującą nazwą. Książka Mateia Vişnieca zawiera w sobie wiele początków, a jej lekturę porównać można do uczucia, gdy ciężko odróżnić jest nam sen od jawy. Zacznijmy jednak tak, jak zapewne życzyłby sobie Autor, czyli od początku…

Pewnego dnia nieoczekiwanie skontaktowała się ze mną przedstawicielka wydawnictwa Universitas. Miłośnicy Rumunii powinni zapamiętać tę nazwę z uwagi na serię pod redakcją pana Jakuba Kornhausera, która prezentuje najgłośniejsze współczesne książki z tego kraju. Do tej pory ukazało się pięć tytułów.

Wybór pierwszego był jasny, bo już sama nazwa „Sprzedawcy początków powieści” nie pozwala przejść przy nim obojętnie. Jak tłumaczy go Autor?

„Czego brakuje nam na tym świecie, że jesteśmy tak bardzo skłonni zaczynać wszystko od nowa, znowu i znowu od początku, z rodzajem wiecznej nadziei, że kolejna sekwencja będzie lepsza, może zabawniejsza, bardziej ekscytująca? Hollywood już dawno to zrozumiał i w swoich filmach, co 45 sekund, przynosi nowe rozładowanie adrenaliny, cała narracja jest sekwencją nerwowych początków… Oto punkt wyjścia dla mojej powieści, w której staram się obserwować ewolucję nowego rodzaju narkotyku społecznego: uzależnienia od iluzji początku. Zatem dlaczego nie napisać, w świecie, gdzie tylko początki są atrakcyjne, powieści złożonej z samych tylko początków?” (cytat za: www.lubimyczytac.pl)

Z tego założenia wyszedł bardzo ciekawy eksperyment. „Akcja” książki przeplata się bowiem z opisem snów, historią człowieka, który budzi się w całkowicie pustym mieście, czy pary której samochód zepsuł się na pustyni. Pojawia się też między innymi księgarz próbujący od czterdziestu lat napisać książkę nad brzegiem morza, romans z tajemniczą panną Ri. Czytelnik wnika także w myśli kogoś, kto od kilku dni siedzi martwy przy stole. Wszystkie te równoległe światy przeplatają się ze sobą w mniej lub bardziej wyrazisty sposób. Poszczególne wątki niekoniecznie muszą zostać dokończone, ale przecież nie o zakończenie tu chodzi, lecz o początek – i o ciągłe pożądanie kolejnych, lepszych, jego wariantów.

To była pierwsza recenzja recenzja w mojej karierze więc proszę o wyrozumiałość. Wydawnictwo przesłało mi kilka książek. Kolejna już przeczytana więc… do następnego!