Istnieje takie miejsce w Transylwanii, gdzie mało kto mówi po rumuńsku, miejscowości mają podwójne nazwy, a sylwester obchodzony jest dwa razy – o północy i godzinę później, gdy Nowy Rok witają mieszkańcy Budapesztu.
Seklerszczyzna (rum. Ținutul Secuiesc, węg. Székelyföld) to obszar obejmujący niemal w całości obecne okręgi administracyjne (judeţul) Covasna, Harghita oraz fragmenty Mureș i Neamţ. Nie jest jasne, skąd wzięli się tam Seklerzy. Według jednej z teorii zostali sprowadzeni na te ziemie w XII wieku celem obrony wschodnich rubieży królestwa Węgier. I choć przez wieki zachowali pewną odrębność, to obecnie w większości identyfikują się oni ze swoimi krewniakami z Węgier.
Przez wieki Seklerzy podkreślali swoją niezależność. Także dzisiaj zauważyć można pewne elementy w ich kulturze, których próżno szukać w innych rejonach dawnych Węgier. Podczas podróży przez wsie i miasteczka rzucają się w oczy przepiękne bramy, strzegące wjazdów do ich domów. Odpowiedników tych misternie rzeźbionych drewnianych dzieł sztuki można szukać co najwyżej w Maramuresz.
Powyższe zdjęcia prezentują wieś Satu Mare (węg. Máréfalva) w okręgu Harghita. Nie mylić z Satu Mare znajdującym się w Maramuresz. Przejeżdżałem tamtędy i zdjęcia wyszły słabo. Dlatego też skorzystałem z galerii znajdującej się na ich stronie.
Charakterystyczną cechą Seklerszczyzny, jak zresztą całej Transylwanii, są także obronne kościoły. Niektóre z nich są niczym małe zamki – w ścianach zauważyć można otwory strzelnicze, a w górnych partiach znajdują się niekiedy całe galerie służące do obrony. Polecam zajrzeć do artykułu poświęconemu ufortyfikowanemu kociołkowi w Prejmer – jest to przykład jednego z bardziej charakterystycznych założeń tego typu.
Mur wokół świątyni to w zasadzie typowe zjawisko w tym regionie. Dotyczy zaś ono nie tylko ogromnych założeń, lecz także niewielkich wiejskich świątyń. I nie ma się czemu dziwić. Krwawe najazdy mongolskie z XIII wieku na wiele lat odcisnęły swe piętno na życiu mieszkańców całej Transylwanii.
A jeśli już jesteśmy przy motywie śmierci, to także tutaj zaskakuje odmienności seklerskich obyczajów. Ich tradycyjne nagrobki mają bowiem kształt czworobocznych pali. Zwyczaj ten zachował się zresztą gdzieniegdzie po dziś dzień i pokazuje odmienność tego tajemniczego ludu. W kamiennych nagrobkach także można zauważyć nawiązania do dawnej tradycji.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę, aby wspomnieć o jeszcze jednej różnicy. Seklerzy, jak zresztą większość siedmiogrodzkich Węgrów, to protestanci. Są wśród nich zarówno kalwiniści, luteranie, a nawet unitarianie. Różnica jest zauważalna choćby w wystroju kościołów. Polecam więc zaglądać do mijanych nawet w najmniejszych wsiach świątyń. Wyglądają one często tak, jakby czas zatrzymał się tam przynajmniej sto lat temu.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć się w kwestii różnic językowych. Jeden Węgier tłumaczył mi jednak, że takowe istnieją. Przytaczał przykład, że seklerskie określenie pieczonego ziemniaka jest przez mieszkańców Węgier rozumiane jako „delikatne upicie się”, co może prowadzić do zabawnych nieporozumień. Niestety, nie mam jak tego zweryfikować.
Spora część Transylwanii jest dwujęzyczna – zwłaszcza jeśli chodzi o nazwy miejscowości. Niekiedy, np. w Timiszoarze czy Braszowie, przed wjazdem do miasta są wymienione aż trzy nazwy – rumuńska, węgierska oraz niemiecka. I to mimo, że tamtejsze mniejszości stanowią niewielki procent mieszkańców. Warto o tym wspomnieć, gdyż np. władze takiego Klużu wzbraniają się przed poinformowaniem przyjezdnych o jego węgierskiej nazwie – Kolozsvár.
Tymczasem na Seklerszczyźnie węgierskie nazwy miejscowości pojawiają się nawet na drogowskazach, co jest gdzie indziej niespotykane. W efekcie na znakach – takich jak poniżej – mamy prawdziwy natłok napisów. Ale przynajmniej wszyscy są szczęśliwi.
No dobra, Węgrzy szczęśliwi nie są. Wielu z nich chciałoby zapewne, aby obecne granice uległy korekcie. Np. tak, jak podczas wojny, po korzystnym dla Węgier arbitrażu wiedeńskim. Zwłaszcza na Seklerszczyźnie widać tęsknotę do Wielkich Węgier, np. w postaci plakatów na których zilustrowany jest rozpad królestwa.
Temat ten zasługuje zresztą na osobny artykuł, aczkolwiek póki co nie czuję się kompetentnie aby to opisać. Sprawa nie jest bowiem tak prosta, jak się wydaje większości polskich hungarofilów. Z całą pewnością muszę zaś stwierdzić, że obecnie Węgrzy w Rumunii mają nieporównywalnie więcej praw, niż Rumuni zamieszkujący te tereny przez I wojną światową.
Obecnie niektóre środowiska węgierskie podejmują starania, aby teren Seklerszczyzny objęty został autonomią. Na jakich zasadach i jakie terytorium miałoby obejmować? Samo wyznaczenie granic sprawia pewną trudność, ze względu na zmiany demograficzne zachodzące na przestrzeni lat. Mam jednak nadzieję, że oba narody się kiedyś dogadają. Już teraz wśród zwykłych ludzi dominuje pozytywne nastawienie względem siebie. Tylko czasem Rumuni narzekają, że nie mogą dogadać się we własnym kraju w swoim języku, a ci Węgrzy cały czas mają do nich o coś pretensje.
Seklerszczyzna to oczywiście nie jedyne miejsce w Rumunii, gdzie żyje mniejszość węgierska. Sporo wciąż zamieszkuje wschodnie tereny, a także obszar centralnej Transylwanii, czyli np. Kluż i okolice – tam zresztą zdarzają się miejsca, gdzie stanowią oni przytłaczającą większość. W całym kraju żyje ich – wedle spisu z 2011 roku – około 1,2 mln.