W Klużu spędziłem ponad pół roku, a potem ze dwa razy jeszcze byłem tam przejazdem. Sam się zdziwiłem, że jeszcze nic o tym mieście nie napisałem. No to piszę!
Problem polega na tym, że miasto to stało mi się na tyle bliskie, że jeden krótki artykuł to za mało. Czułbym się jak zdrajca, bo miejsce które na pewien czas stało się moim domem wymaga więcej uwagi. Dlatego też od razu zapowiadam, że artykułów o Klużu będzie więcej. Tę krótką notkę poświęcę zaś próbie nakreślenia, jaki jest charakter tego miasta w kontekście jego interesującej historii i nie mniej ciekawej struktury etnicznej.
„Rumuni twierdzą, że sercem Transylwanii jest Alba Iulia, natomiast jej mózgiem – Kluż. Podobnego zdania są Węgrzy. Przez ostatnie 100 lat spór toczył się jednak nie o prym w regionie, lecz o „węgierskość” bądź „rumuńskość” miasta. Tymczasem – jeśli nie liczyć Rzymian, za sprawą których osada Napoca już w 124 roku naszej ery otrzymała status miejski – tymi, których żadną miarą nie można pozbawić zaszczytnego tytułu założycieli miasta, są Niemcy” – Rumunia: przestrzeń, sztuka, kultura. Michał Jurecki i Łukasz Gałusek. Olszanica 2008
I znowu cytat z książki, której autorzy jak nikt inny potrafią w jednej myśli zawrzeć całą esencję danego miejsca. Nie ma raczej sensu rozpisywać się o szczegółowej historii miasta, bo podejrzewam że moi drodzy Czytelnicy umieją korzystać choćby z Wikipedii – tam jest to z grubsza opisane. Faktem wartym uwagi jest natomiast założenie miasta w 1272 roku przez kolonistów niemieckich. Osada powstała obok dawnego miasta pochodzącego z czasów rzymskich, o czym przypominają ruiny eksponowane na głównym rynku i nazwa miasta, która od lat 70-tych brzmi Cluj-Napoca. To zresztą także były elementy rywalizacji rumuńsko-węgierskiej o to, „kto był pierwszy” na tych ziemiach.
Zostańmy jednak przy dacie lokacji, gdyż wzbudza ona u mnie skojarzenie z moim rodzinnym Wrocławiem, który został w drugiej połowie XIII wieku ponownie lokowany po inwazji mongolskiej.
A czemu przywołuję Wrocław? Dlatego, że oba miasta posiadają moim zdaniem podobny charakter, a lokacja na prawie niemieckim jest tylko jednym z jego elementów. Kluż, podobnie jak Wrocław, leży na terytoriach od wieków będącymi terenem pogranicza, które przechodziło w posiadanie kolejnych państw i władców. To z kolei widoczne jest w architekturze, gdzie widać pamiątki z ostatnich kilkuset lat – w tym bloki z czasów komunistycznych, które z każdym dniem coraz bardziej doceniam. W końcu, oba miasta są współcześnie ogromnymi ośrodkami akademickimi – niemal 650 tysięczny Wrocław ma studentów 150 tysięcy, w o połowę mniejszym Klużu jest ich 70 tysięcy (choć z tymi szacunkami dotyczącymi liczby mieszkańców bywa różnie, śmiem twierdzić że w obu przypadkach są one mocno zaniżone).
Jakieś 15 – 20% mieszkańców, jak i studentów, stanowią w Klużu Węgrzy. Język ten słychać na ulicach, słychać też w knajpach – na przykład w rewelacyjnym Bulgacovie. Słychać było też w studenckiej mordowni zwanej Krajczár, ale niestety zamknięto to wspaniałe miejsce. Do ciekawych interakcji dochodzi zaś na przykład w Latevi (do tej pory nie wiem czy to Latevi, La Tevi czy Lațevi). Też jest to swego rodzaju mordownia, ale bardzo klimatyczna – taka knajpa metalowo-rockowa w rozpadającej się chałupie. Można tam poznać, kto reprezentuje jaką grupę etniczną po tym, jak poszczególni goście reagują na puszczaną muzykę. „Parkiet” zapełnia się Węgrami gdy leci Pokolgép, Rumuni wolą poskakać do Cargo. Ale nie jest to tak istotne, bo oba narody żyją zgodnie obok siebie (a raczej ze sobą). I to jest to, czego we Wrocławiu nie ma, bo zamieszkujący Breslau Niemcy dostali bilet kolejowy w jedną stronę i wyjechali za Odrę. I to jest właśnie ta największa różnica, że Wrocław chciałby być miastem wielonarodowym, a Kluż nim po prostu jest.
Kusi, żeby opisać choć trochę klużańską architekturę. Oto na rynku stoi gotycki kościół św. Michała ze złowrogo spoglądającym z siodła królem Maciejem Korwinem. Może nie podobają mu się rzymskie ruiny? Wszak jeden z burmistrzów chciał na początku lat 90-tych pomnik rozebrać, pod pozorem dalszych prac archeologicznych właśnie. Przechodzimy przez stare kwartały kamienic pamiętających Austro-Węgry, aby znaleźć się przy przepięknej cerkwi pw. Zaśnięcia Matki Bożej, zbudowanej w okresie międzywojennym w stylu bizantyjskim. Tuż przed nim stoi pomnik Avrama Iancu. Na przepięknym bulwarze Eroilor nie sposób zaś dostrzec kopii Wilczycy Kapitolińskiej podarowanej Rumunii w latach 20-tych przez Włochów. Pięknie się to wszystko razem prezentuje. No, ale architekturę zostawię na kolejną część, bo jak wspomniałem na początku, Kluż zasługuje na więcej opisów, tak więc spodziewajcie się dalszego ciągu.
Zdjęcie mapy z początku artykułu pochodzi z portalu Ziua de Cluj