Powrót do Polski – i co dalej?

Trochę czasu minęło od ostatniego posta, za co Was bardzo przepraszam. Ta notka ma charakter informacyjny, gdyż chciałbym uporządkować kilka spraw.

Po pierwsze i najważniejsze, po półrocznym pobycie w Rumunii wróciłem do Polski. Nie oznacza to jednak zakończenia przygody z blogiem. W zanadrzu mam kilkanaście zaległych artykułów, a nawet i więcej. Jedyną wadą ich publikacji będzie fakt, że będę opisywał różne miejsca i zdarzenia z perspektywy nieco dłuższego niż do tej pory czasu. Mam jednak nadzieję, że nie odczujecie żadnej różnicy.

Rozlewnia wina w Klużu. Nazwa trochę na wyrost, gdyż wszystko miesciło się na parterze kamienicy, w dawnej stróżówce. Konsumpcja, jak widać, odbywa się na miejscu :)
Rozlewnia wina w Klużu. Nazwa trochę na wyrost, gdyż wszystko miesciło się na parterze kamienicy, w dawnej stróżówce. Konsumpcja, jak widać, odbywa się na miejscu 🙂

Co potem? Mam nadzieję, że do Rumunii będę jeździł w miarę regularnie. Zwłaszcza, dopóki mieszkają tam poznani podczas wyjazdu ludzie. Wciąż do zobaczenia jest choćby delta Dunaju, Mołdawia (zarówno jako region jak i republika), plaża Vama Veche, Timişoara (byłem tylko przejazdem)… wymieniać można bez końca. Do tego jeszcze warto byłoby pochodzić więcej po górach. Do tej pory udawało się jeździć na jednodniowe wypady, a to stanowczo za mało.

Micze (pisane jako mici bądź mititei). Podobno najlepiej smakują te, zakupione w najbardziej obskurnym miejscu. Potwierdzam.
Micze (pisane jako mici bądź mititei). Podobno najlepiej smakują te zakupione w najbardziej obskurnym miejscu. Potwierdzam.

Kilka „rumuńskich” tematów uda się też zapewne zrealizować także w Polsce. Na Dolnym Śląsku mieszka na przykład liczna grupa osób wywodząca się z repatriantów przybyłych tutaj z rejonu Suczawy (więcej o mniejszości polskiej w Rumunii pisałem tutaj i tutaj). W Krakowie z kolei działa klub Kornet, w którym spotykają się miłośnicy Rumunii oraz członkowie stowarzyszenia Dacia Drum Bun zrzeszającego osoby kolekcjonujące cuda rumuńskiej motoryzacji. Może wizyta w tym miejscu będzie początkiem kolejnych ciekawych historii?

Mimo XIX-wiecznej romanizacji języka, zegarek to wciąż "czas" (ceas). Na zdjęciu widoczna cała kolekcja. Co to za miejsce? Oczywiście pchli targ w Klużu!
Mimo XIX-wiecznej romanizacji języka, zegarek to wciąż „czas” (ceas). Na zdjęciu widoczna cała kolekcja. Co to za miejsce? Oczywiście pchli targ w Klużu!

Nie ukrywam, że chodzą mi też po głowie inne tematy, głównie związane z Wrocławiem i okolicami. Ale zanim zacznę je podejmować, postaram się jakoś logicznie przebudować tę stronę – tak, żeby miłośnicy Rumunii nie musieli się przebijać przez mało interesujące ich tematy. Do tego jeszcze potrzebuję jednak więcej czasu, gdyż moje umiejętności związane z obsługą wordpressa są bardziej niż marne :).

Łyk palinki, Zenit, kasa na kawę z automatu i placintę - mój ulubiony zestaw na wycieczki po Klużu.
Łyk palinki, Zenit, kasa na kawę z automatu i placintę – mój ulubiony zestaw na wycieczki po Klużu.

Co tu więcej dodać? Mam nadzieję, że do tej pory moje artykuły się Wam podobały. Będę się starał trzymać poziom i zaskoczyć jeszcze paroma ciekawostkami. Znajomy polecił mi na przykład temat rumuńskiej muzyki popularnej ;-). Do tego mam jeszcze ze dwa niewywołane filmy z aparatu, a tam mogą się kryć różne niespodzianki – mimo, że fotograf ze mnie marny.

Rumuński dzień wiosny

Marţişor (marciszor) to święto obchodzone pierwszego marca. W całej Rumunii rozdaje się wtedy drobne upominki. Dla nas to lekka egzotyka, bo ciężko je porównać do czegokolwiek z polskiego podwórka. Sami Rumuni twierdzą zaś, że to zwyczaj jeszcze z czasów rzymskich.

O rumuńskiej tożsamości narodowej, opartej na tradycji Cesarstwa Rzymskiego, przyjdzie się jeszcze rozpisać.  Marţişor to tylko jeden z przykładów, jak widoczne jest w codziennym życiu przywiązanie do tej tradycji. Co do pochodzenia tego zwyczaju jest wprawdzie kilka teorii, lecz najbardziej prawdopodobna prowadzi nas wprost do Rzymu właśnie.

Wilczyca z Kluż Napoka. Podobne można spotkać w większych miastach Rumunii
Wilczyca z Kluż Napoka. Podobne można spotkać w większych miastach Rumunii

Ma się on wywodzić z obchodzonego przez Rzymian nowego roku, który zaczynał się w marcu. Święto to związane było z bogiem Marsem, który był także patronem rolników. Dlatego też kolory związane ze świętem niektórzy interpretują jako wojnę i pokój. Można się też spotkać z nawiązaniem do faktu, że na wiosnę rzymscy senatorowie mieli zmieniać czerwone togi na „letnie” białe. Ile w tym prawdy, nie wiem.

Jeden z wielu "martisorowych" straganów
Jeden z wielu „martisorowych” straganów

Jak obchodzone jest święto? Bardzo prosto. Polega ono na obdarowywaniu się (a głównie kobiet) drobnymi upominkami. Koniecznie biało – czerwonymi. Tuż przed końcem lutego w miastach pojawiają się stragany, a także drobni handlarze oferujący różnego rodzaju bibeloty. Najpopularniejsze są wełniane wstążeczki na rękę, ale widziałem też kwiatki, zwierzątka, a także drobną biżuterię.

Mniejsze i większe stoiska znaleźć można wszędzie
Mniejsze i większe stoiska znaleźć można wszędzie

Władze komunistyczne chciały wytępić obchodzony w marcu Marţişor, lecz im się to nie udało. Wygląda więc na to, że kobiety w Rumunii świętują podwójnie. Już ósmego marca będzie bowiem obchodzony Dzień Kobiet. To święto wywodzi się, podobnie jak w Polsce, z czasów słusznie minionych.

Typowa okazjonalna zawieszka
Typowa okazjonalna zawieszka