Dacia Veche

Dacia Veche, czyli Stara Dacia, czyli… mój obiekt westchnień od pierwszego przyjazdu do Rumunii. Od tamtego momentu minęło parę lat i w końcu mam swój egzemplarz.

Zaczęło się od przyjazdu do Klużu i fotografowania starych Dacii wszelkich typów. Potem poznałem wspaniałych ludzi z krakowskiego klubu Dacia Drum Bun i zobaczyłem, że marzenie o posiadaniu własnej Dacii nie jest aż tak nierealne. Rozpoczęła się walka z czasem, bo od 2018 roku najpewniej wejdą nowe stawki akcyzy, co utrudni życie podczas sprowadzania aut z zagranicy.

Dacia 1300 z Bolesławca. Stan niezły, choć cena przesadna (4500 zł). No i uszkodzona pompa wodna, więc w wakacje nie do jeżdżenia. Ponoć sprzedana do Białegostoku.

Przez ostatnich kilka miesięcy przeglądałem więc wiele rumuńskich portali, takich jak lajumate.ro czy olx.ro. Co jakiś czas zerkałem też na polskie strony, choć Dacii na nich jak na lekarstwo. Czasami dochodziły mnie plotki, że kiedyś jakaś stała w garażu, ale parę lat temu została sprzedana.

Ślicznotka z Nowej Huty. Rocznik 1973, podobno pierwszy właściciel. Niestety dużo na niej rdzy i cena nie za niska (prawie 4000 zł)

Cuda się jednak zdarzają. Przez ostatnie trzy miesiące namierzyłem aż trzy Dacie 1300 i kilka 1310-tek. Ale że to najstarsza wersja mi się najbardziej podobała, to właśnie na poszukiwaniu takiego modelu się skoncentrowałem.

Zdjęcie ilustracyjne z aukcji nie zachwycało…

W każdej było coś nie tak. Czasami cena była za wysoka, czasami stan zbyt kiepski. Oto jednak znalazła się – lazurowa Dacia 1300 czekała w Trębaczewie za jedyne 2500 złotych (link w przyszłości może nie działać). Michał z klubu Drum Bun ocenił, że jest „warta uwagi”. Zwierzyłem się ze znaleziska Pawłowi mówiąc, że obejrzałbym ją za tydzień dwa, po powrocie z Suczawy. „Nie bądź p***ą, zgarniam Cię po pracy i jedziemy” – te słowa zmieniły moje życie :).

Aż się komputer wiesza jak wrzucam tę fotkę więc daję miniaturkę. Pierwsza wspólna fotka <3.

Pan Daniel kupił Dacię w styczniu z zamiarem remontu, ale odstąpił od tego pomysłu. Auto można było obejrzeć przy drodze w Trębaczewie. Pojechaliśmy, a on obiecał zerwać się z pracy i do nas dojechać. Było więc czas na to aby, idąc za radą Michała, na spokojnie wszystko obejrzeć.

Chlapacze w stylu retro

Zaczęliśmy od oględzin karoserii, która choć nie wygląda rewelacyjnie, to nie ma dramatu. Choć kolor – jak widać – jest dość specyficzny. Okazało się, że klapa silnika nie była domknięta, więc byliśmy w stanie obejrzeć wszystko w środku.

Nic, tylko przekręcić i jechać 🙂

Po chwili zauważyliśmy, że drzwi też są otwarte (nawet kluczyki były w stacyjce! :D) więc było sporo czasu sprawdzenie wszystkich możliwych szczegółów i podjęcie decyzji…

Otwarta Dacia, z kluczykami w stacyjce i przy głównej drodze. I tak nikt nie ukradł 🙂

…kilka spojrzeń w smutne reflektory utwierdziło mnie w przekonaniu, że to Ona. Bierzemy! Kosztowało mnie to pożyczkę u kolegi, ale klamka zapadła. Paweł pojechał do domu, a my zajęliśmy się formalnościami. W efekcie 4 września ok. 19 ruszyłem do Wrocławia, co wiązało się z pierwszymi przygodami. Np. działały tylko długie światła, przy drogowych coś nie stykało i świeciły się tylko dwie małe żaróweczki.

Przebieg lekko ponad 25 tysięcy kilometrów. Tyle, że jest tylko miejsce na pięć cyferek więc nie wiadomo ile razy licznik się przekręcił 🙂

Z pomocą przyszedł deszcz, bo okazało się że po uruchomieniu wycieraczek światła nieco się przygaszały co pozwalało imitować normalne oświetlenie. Później usterka sama się naprawiła po tym, jak wpadłem w jakąś dziurę. „Asta e Dacia ” („To jest Dacia”) – komentarz Moniki z klubu Drum Bun pasuje najlepiej do tego typu sytuacji.

Asta e Dacia!

Koniec końców – dojechałem, a teraz nadszedł czas na remont. No, ale żeby nie przynudzać, zostawię to na kolejny wpis.