Archiwa tagu: Zwiedzanie

Najdłuższa podróż do domu

To była jedna z najdramatyczniejszych podróży mojego życia. Ponad 30 godzin musiałem poświęcić, żeby dostać się z Bukaresztu do Wrocławia. Sytuacja była nagła, korzystałem z kilku środków transportu, musiałem dużo improwizować, a do tego jeszcze byłem zdany tylko na siebie. Miała być zwykła wycieczka, a wyszło niezwykle.

Long story short: październik, piątek, godz. 19:30. Dowiedziałem się, że muszę na szybko skombinować alternatywny transport z Bukaresztu do Wrocławia. We wtorek muszę być w pracy, więc czasu sporo. Nie chcę wydać majątku, bo wyjazd był z tych budżetowych. Co robić?

To przez awarię tego starego rzęcha musiałem szukać alternatynwgo powrotu…

Loty odpadły od razu. Był piątek wieczór i jak już coś było, to za 3 tys. zł. Tani lot złapałbym po weekendzie, ale nie miałem tyle czasu. Zresztą, trzeba by przez parę dni jeść i spać.

Myślałem nad pojechaniem pociągiem do Budapesztu i stamtąd Flixbusem do Wrocławia. Trochę karkołomne, choćby ze względu na konieczność biegania w środku nocy między dwoma dworcami w różnych części miasta. Inna sprawa, że nienawidzę jazdy autokarami – a wszystko by trwało łącznie kilkadziesiąt godzin. No i cena – nadal grubo ponad tysiąc złotych. Dużo! Zwłaszcza, że przylot z Wrocławia przez Bolonię był bardzo tani.

Teraz to już nietypowy widok, żeby pociąg jechał z otwartymi drzwiami. Lekka nostalgia.

Rozwiązanie przyszło nieoczekiwanie, bo szukałem ogłoszeń ba Blablacarze. Okazało się, że jakiś Mołdawianin jedzie do Poznania przez Satu Mare, będzie tam w sobotę przed godz. 22:00. Świetnie! A do Satu Mare jest fajne połączenie nocne, to podwójna radość. Kupiłem więc bilet i pognałem na Gara de Nord.

W zasadzie więcej nie trzeba, żeby oddać jaki ma klimat dworzec w Satu Mare…

Noc minęła przyjemnie, nawet się wyspałem. W Satu Mare byłem koło 11:00, więc miałem sporo czasu. Miasto jest sympatyczne – ostatnio ładnie wyremontowano centrum, charakterystyczny jest brutalistyczny ratusz. Wszystko już dobrze znam, ale miałem czas na spacerowanie. Przyjazd wyszedł na tyle nagle, że nie miałem ochoty obdzwaniać dawno nie widzianych znajomych.

Im bliżej wieczora, tym bardziej zbliżałem się do stacji benzynowej, na której miałem spotkać Mołdawianina. Już wtedy mogłem zauważyć, że coś jest nie tak. Choćby to, że facet ma na imię Giennadij, ledwo mówi po rumuńsku, a kierowcą będzie właściwie jego brat. Przez telefon i na whatsapie zapewniał mnie jednak, że wszystko będzie ok, da znać jak brat przekroczy granicę i godzinę przed przyjazdem.

I tutaj zetknąłem się z tym sowieckim mentalem, którego nigdy nie zrozumiem. Było już po 20, naokoło ciemno, ja po kolacji. Poszedłem na stację, gdzie mieliśmy się spotkać i zamówiłem kawę. Pomyślałem – zadzwonię. Co się okazało? Ano, że brat Giennadija nie wyjechał jeszcze z Mołdawii, bo go nie puścili przez granicę.

O 19:30 facet pytał mnie o adres, a godzinę później o to, czy mogę tam przeczekać przez noc. Ręce opadają…

Nie zdążyłem nawet poważnie się zezłościć, gdy – niczym w filmie – stanął tuż obok mnie jakiś opel na krakowskich blachach.

„Jeszcze jedno i idę” – slogan na ostatnim piwie Ciuc przed wyjazdem.

W ten nieoczekiwany sposób poznałem Adriana – Rumuna z Botoszanów, który przez kilka lat mieszkał w Krakowie i dalej ma tam zarejestrowane auto. Akurat jechał zrobić przegląd i odwiedzić paru znajomych. Przez całą drogę gęby nam się nie zamykały. Podróż minęła w świetnej atmosferze i liczę, że jeszcze się spotkamy.

Przyjazd do Wrocławia zawsze cieszy.

Tak więc coś za coś, bo mimo problemów podróż zaowocowała ciekawą znajomością. W efekcie, już w niedzielę przed 4 rano byłem w Krakowie, stamtąd szybko pociągiem do Wrocławia i przesiadka do Kolei Dolnośląskich. A tu już tylko ze stacji Strachocin na piechotę do domu i tak oto po ponad 30 godzinach wróciłem do domu. Ja to mam dobre połączenie!

P. S. W ostatnich godzinach rozwaliłem dwa spośród czterech kółeczek w walizce, więc już naprawdę miałem dość. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że ustawiłem niechcący jakiś idiotyczny format zdjęć. Niektóre przyciąłem, niektóre już zostawię jak jest. Sorry…

Șimleu Silvaniei – małe miasteczko z mega potencjałem

Ruiny zamku, w którym urodził się Stefan Batory, jedyne w Rumunii muzeum holokaustu, fabryka wina musującego. Już te trzy rzeczy sprawiają, że warto odwiedzić Șimleu Silvaniei. Miasteczko jest pięknie, a do tego dogodnie położone. Jak już się je pozna, to grzech nie zajrzeć. Ja na pewno będę wracał!

Moją pierwszą podróż do Șimleu Silvaniei odbyłem palcem po mapie. Gdzieś z tyłu głowy mam marzenie o domku, albo chociaż mieszkaniu w Rumunii, a Șimleu (pozwolę sobie czasem pisać skrótowo) wydało się idealną lokalizacją – położone w środku trójkąta między Oradeą, Satu Mare i Klużem jest znakomitym punktem wypadowym. Do tego otoczone jest niewielkimi górami.

Panorama ze wzgórza Dacidava

Tego typu marzenia muszę odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Șimleu Silvaniei powróciło jednak że względu na moją pracę przy Forum Ekonomicznym. Pomyślałem bowiem, że fajnie byłoby zaaranżować nawiązanie relacji partnerskich między polskimi a rumuńskimi miastami.

Ratusz w okazałym gmachu dawnego banku

Mój brat, który jest dziennikarzem polecił mi kontakt z Konradem Antkowiakiem, burmistrzem Wschowy. Wybór Șimleu wydał się oczywisty: oba miasta są podobnej wielkości, łączą je przepiękne zabytki i historia związana z polskimi królami. Tak oto pod koniec kwietnia wybraliśmy się w delegację.

Zdjęcie trochę rozmazane, ale widać entuzjazm obu samorządowców 🙂

Na miejscu zostaliśmy ciepło przyjęciu przez mera, Mihaia Cristiana Lazăra. Co ciekawe, jest on najmłodszym merem w Rumunii – ma zaledwie 27 lat. Sprawnie zarządza miastem, o czym świadczą chociażby widoczne na każdym kroku remonty. Po oficjalnym spotkaniu mogliśmy zwiedzić najciekawsze miejsca w mieście.

Ruiny zamku. To tu narodził się Stefan Batory!

Zwiedzanie warto zacząć od ruin zamku. Do naszych czasów zachowały się fragmenty dwóch spośród czterech wież i budynek bramny. Może niewiele, ale daje to wyobrażenie o tym, jak gniazdo rodzinne Batorych wyglądało w czasach świetności. Co jesień odbywa się tutaj Bathory Fest – festiwal średniowieczny odwiedzany przez rekonstruktorów historycznych z całej Europy. Jeszcze nie byłem, ale może będzie okazja. Podejrzewam, że warto się wybrać.

Muzeum Holokaustu urządzono w pięknie wyremontowanej synagodze

W samym centrum znajduje się wyremontowana synagoga, w której mieści się Muzeum Holokaustu – jedyne takie w Rumunii. Przed wojna Siedmiogród zamieszkiwany był przez znaczną liczbę Żydów. Ekspozycje w muzeum opisują proces ich eksterminacji, ukazany w szerszym kontekście wydarzeń w Europie lat trzydziestych i czterdziestych.

Piwnicy fabryki wina skrywają prawdziwe skarby

Absolutnym hitem miasteczka jest fabryka wina musującego Silvania. Pyszny napój jest wytwarzany identycznie jak pierwowzór z Szampanii. Butelki po napełnieniu są składowane w rozległych korytarzach o długości kilku kilometrów.

W fabryce powstają nie tylko wina musujące, ale to one są największą atrakcją

Proces produkcji jest dość skomplikowany i obejmuje różnego rodzaju przekładanie, mieszanie, odwracanie. Nie sposób to powtórzyć. Ważny jest jednak efekt, bo wina są naprawdę wyborne i można je tanio kupić w przyzakładowym sklepiku.

Wina Silvania rzadko pojawiają się w sklepach, ale warto szukać!

Șimleu Silvaniei to dość senne miasteczko, ale oferujące wiele atrakcji. Jest gdzie pospacerować, jest też kilka fajnych knajpek, a nawet jeden bardziej młodzieżowy klub. Nie będą zawiedzeni miłośnicy historii, ale i przypadkowy turysta znajdzie tu coś dla siebie.

Fot. ilustr. Korytarze wytwórni wina Silvania

 

 

Od niepozornego maila po przewodnik

Był początek czerwca 2016 roku, czyli ponad dwa miesiące od przeprowadzki z Klużu do Wrocławia, kiedy to już planowałem z Anią wakacje w Rumunii. Okazało się, że wybraliśmy odpowiedni moment.

Pewnego dnia pani Agnieszka Marekwica z wydawnictwa Pascal napisała do mnie bowiem niepozornego maila:

Dzień dobry, czy byłby Pan zainteresowany współpracą przy przewodniku po Rumunii?

Też pytanie! Kto by nie chciał? Nasza korespondencja trwała kilka tygodni, w trakcie których omówiliśmy wszelkie warunki współpracy. Przyznam, że dalekie to było od moich wyobrażeń. „Pascal”! Miałem w głowie ogromną salę z kominkiem, przy którym siedzą wąsaci panowie w strojach XIX-wiecznych podróżników, a na ścianach wiszą trofea z dalekich wypraw. Czar pryska, jak wygugluje się siedzibę wydawnictwa w Bielsku-Białej:

Siedziba wydawnictwa Pascal wygląda przyjemnie, ale daleka jest od moich wyobrażeń :)
Siedziba wydawnictwa Pascal wygląda przyjemnie, ale daleka jest od moich wyobrażeń 🙂

Nie zraziłem się jednak ;-). Jadąc w sierpniu do Rumunii odwiedzałem więc kolejne miejsca z myślą o zaprezentowaniu ich w przewodniku. Przyznać muszę, że kilka wyjazdów dalej… nadal nie zwiedziłem wszystkiego, co jest opisane w przewodniku. Planuję dopiero wyprawę do Republiki Mołdawii, nie zapuszczałem się za bardzo w góry, ba – nie byłem też w Timiszoarze, bo zawsze mijając to miasto stwierdzałem, że jeszcze będzie okazja. Niestety, tak to już jest, że wybierając się w podróż trzeba z niektórych rzeczy zrezygnować, żeby obejrzeć inne.

rumunia-i-moldowa-pascal-okladka-tyl-2008
Przewodnik, wydanie z 2008 roku (aktualizację wydano w 2012). Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi na myśl, była zmiana tytułu na Mołdawię zamiast Mołdowy

W trakcie pracy nad przewodnikiem bazowałem na ogromnej ilości danych zebranych przez poprzednich autorów: Witolda Korsaka, Jacka Tokarskiego, Dariusza Czerniaka, Piotra Skrzypca i Wojciecha Śmiei. Dzięki temu znalazły się w nim także te miejsca, których osobiście nie zwiedziłem. Chylę czoła, gdyż spisanie wszystkich tych informacji w czasach, kiedy nie tak łatwo było pozyskać niektóre dane, to naprawdę wielkie dzieło.

praktyczny-przewodnik-rumunia-i-moldowa-pascal-2012
Poprzednie wydanie przewodnika z 2012 roku

Mimo że poprzednie wydanie przewodnika było sporym ułatwieniem, to i tak był to najbardziej wymagający projekt w mojej dotychczasowej karierze. Zmieniona została większość opisów miejsc i regionów, sprawdziłem aktualność wszystkich danych, całkowitej zmianie uległa lista polecanych miejsc – teraz, z racji dostępu do informacji, wymieniałem tylko te najbardziej charakterystyczne, z jakiegoś względu godne uwagi. Poprzednie wydanie przewodnika powstawało bowiem w czasie, gdy w wielu przypadkach można było pomarzyć o dostępie do internetu (a o istnieniu stron pensjonatów czy knajp to już w ogóle).

Wydanie z 2008 roku. Fragment opisu Klużu i przesyt zbędnych informacji
Wydanie z 2008 roku. Fragment opisu Klużu i przesyt zbędnych informacji

W dobie ciągłego dostępu do internetu wymienianie dwudziestu knajp w każdym większym mieście, urzędów pocztowych, księgarni czy kafejek internetowych (:D) jest nonsensem. Opisując najlepsze przykłady miejsc, w których można spędzić noc, zjeść czy napić się piwa, stawiałem więc na autentyzm. Dlatego też w nowym przewodniku znaleźć można ukryte pośród bloków ciekawe knajpki, które – jestem o tym przekonany – nigdy nie pojawiały się w zestawieniach najmodniejszych miejsc do odwiedzenia. Z drugiej strony są tam też restauracje cieszące się największą renomą. Każdy powinien więc znaleźć coś dla siebie, jakby jakimś cudem znalazł się w nowym miejscu bez dostępu do sieci.

rumunia-i-moldawia-michal-torz-pascal-okladka
Okładka przewodnika. Nie pamiętam już, jak ustalaliśmy trzy atrakcje wypisane na dole, ale przyznacie chyba że wygląda to intrygująco 🙂

Dwa bite miesiące były pracą od rana do wieczora, co oznaczało rezygnację z wielu innych zajęć, a nawet odpuszczenie sobie ciekawej oferty pracy. Kolejny miesiąc to dodawanie kolejnych poprawek i korekta. Opłaciło się, bo świeżo wydany przewodnik prezentuje się rewelacyjnie i mam nadzieję, że pomoże osobom chcącym poznać Rumunię.

przewodnik-ilustrowany-pascal-torz
Na bazie przewodnika powstała też skrócona wersja ilustrowana

W przewodniku pojawiło się wiele nowych miejsc, często nie tak oczywistych, jak nawiedzony las Hoia Baciu czy bezimienna (ale przepiękna) błękitna laguna, leżąca z dala od cywilizacji. Dodałem też trochę warownych kościołów, zamków czy rzymskich ruin. Wobec ilości informacji zebranych przez wyżej wymienionych autorów każdą, nawet najmniejszą dodaną atrakcję, uważam za spory sukces. Pytanie, ile pozostało jeszcze nieodkrytych miejsc? Na pewno takie są, ale jak już pisałem – nieraz musiałem dokonywać trudnych wyborów.

rumunia-i-moldawia-michal-torz-pascal-regal-empik-2
Trzeba przyznać, że przewodnik jest ładnie eksponowany :). Tu – wrocławski Empik

Nie ma sensu rozpisywać się jeszcze bardziej, choć mógłbym tak bez końca. Będzie jednak jeszcze okazja! Już 10 czerwca odbędzie się pierwsze spotkanie autorskie. I to w miejscu szczególnym – w klubie Kornet, prowadzonym przez sympatyków Rumunii i starych Dacii. Szerszy plan jest taki, żeby zorganizować kilka spotkań w trakcie wakacji, o czym jeszcze przypomnę, a na które serdecznie zapraszam :). Na pewno będę o nich na bieżąco informował.