Dacię udało się ujarzmić więc nadszedł czas na jej upiększanie. Powoli, powolutku, zaczyna już jakoś wyglądać. Pamiętajmy jednak, że Dacia to kobieta i jest nieprzewidywalna…
Elektryka i mechanika zostały w końcu ogarnięte. Zadbałem więc o parę detali, które nie dawały mi dotąd spokoju. Zdemontowałem więc ochronę kloszy, aby zamontować chromowane detale które dostałem w prezencie od sympatycznego kolekcjonera z Suczawy.
Widać tutaj, tak samo jak wszędzie zresztą, jak poprzedni właściciel zadbał o konserwację auta. Wszystkie spoiny pociągnięte są jakąś czarną mazią i choć nie wygląda to ładnie, to spełniło swoją rolę.
Poniżej Dacia w nowej odsłonie, ze srebrnymi opaskami. Jeśli chodzi o przód, do kompletu brakuje już tylko górnego paska.
Analogicznie, podobny pasek ma się znaleźć z tyłu pod zderzakiem. George z Satu Mare mówił ostatnio, że taki ma i się podzieli. Poczekajmy więc do kolejnej wizyty w Rumunii. Tymczasem przymierzyłem napis – ale tylko na chwilę, bo dalej nie wiem jak go „chwycić”. Zmieniłem za to stary plastikowy korek wlewu do paliwa na chromowany.
Następnym razem postaram się oczyścić klamki i zderzaki z paskudnej czarnej farby. Zobaczymy, jaki to przyniesie efekt.
Poniżej krótki filmik z odpalania Dacii, na którym widać że trzeba jeszcze sporo wyczyścić we wnętrzu.
Ale żeby nie było tak wesoło, parę dni później padł akumulator więc nici z jazdy 😀
Powyższe zdjęcie jest przy okazji pożegnaniem z Corsą, która służyła mi przez ostatni rok. Śmieszne, niepozorne, małe autko. Na szczęście trafiło w dobre ręce :).
Dacia. Pamiętam za młodu. Tata chciał kupić kiedyś ?